Wystarczy wyjść poza utarte schematy, by przeżyć niesamowitą przygodę. O mikrowyprawach i swoim projekcie podróżniczo-ekologicznym opowiada Łukasz Długowski (facebook.com/mikrowyprawy), dziennikarz, podróżnik i autor książki „Mikrowyprawy w wielkim mieście”.
Mikrowyprawy (tzw. wyjazdy kieszonkowe) to krótkie wycieczki i przygody, które można przeżyć w kilka godzin i to niedaleko domu. Są szansą na poznanie nowych osób i odkrycie ciekawych miejsc. Zapewniają więc prawie wszystko to, co dalekie podróże, ale pozbawione są ich minusów – potrzeby skrupulatnego planowania, wysokich nakładów finansowych i czasowych. Możemy wyruszyć w pojedynkę, z przyjaciółmi lub rodziną, niezależnie od zasobności portfela czy kondycji fizycznej.
NA DOBRY POCZĄTEK
Jak zacząć odkrywać świat w skali mikro? Przede wszystkim trzeba wyjść z domu, a konkretniej, zrobić krok poza utarte schematy. Stale podążając dawno obraną ścieżką, będziemy wciąż mijać tych samych ludzi, oglądać identyczne krajobrazy i przeżywać podobne emocje. Zacznijmy więc od zmiany codziennej trasy do pracy. Poznamy nową, nieodkrytą dotąd część miasta i może niespodziewanie trafimy do miejsca, gdzie zaczyna się magia. Możemy też pokusić się o coś więcej: wsiąść do pociągu i wysiąść na przypadkowej stacji, w lokalizacji, która może wydawać się przypadkowa, ale będzie obietnicą nowych wrażeń. Łukasz Długowski, autor bestsellera „Mikrowyprawy w wielkim mieście”, tak właśnie odnajduje najciekawsze tereny: – Zbaczam ze szlaku, idę tam, gdzie pozornie nie ma żadnych atrakcji, do miejsc, których nie opisują przewodniki, w rejony bezimienne. Dzięki temu odkrywam najpiękniejsze destynacje i najwspanialszych ludzi.

PLANOWANIE BEZ PRESJI
Kilkugodzinne wyprawy nie wymagają dużych przygotowań. Warto jednak zawsze sprawdzić, jaka będzie pogoda i w zależności od prognozy zabrać odpowiedni ubiór oraz sprzęt w góry lub nad rzekę. Zdecydowanie też należy zaopatrzyć się w prowiant, ale nie ma sensu planować wszystkiego co do minuty. Wtedy zamiast oczekiwanego przeżycia można napotkać kolejne zadanie do wykonania i zgubić ducha przygody. Najciekawsza mikrowyprawa Łukasza Długowskiego? – Kanioning rzeką nizinną.
Pojechałem do Bolimowskiego Parku Krajobrazowego nad rzekę Rawkę o głębokości od 30 centymetrów do 2 metrów i szerokości 2-4 metrów. Wraz z kumplem wrzuciliśmy nasze rzeczy do worków na śmieci, te zapakowaliśmy do plecaków i w piance (stroju neoprenowym) oraz w kasku wskoczyliśmy do rzeki. Zrobiliśmy to dla siebie, dla własnej przyjemności! Kanioning najczęściej jest uprawiany na rzekach w Alpach, ale – jak widać – można też przeżyć tę przygodę i w Polsce.
MAŁOPOLSKIM SZLAKIEM
Możemy zabrać śpiwór i spędzić noc nad Wisłą, naprzeciwko opactwa tynieckiego – widok porannej mgły opadającej nad rzekę jest niesamowity. Nic dziwnego, że od 3:00 w nocy zbierają się tam już fotografowie, by zrobić wyjątkowe zdjęcia. Piękna jest również Brama Bolechowicka oraz Beskid Śląski i Żywiecki niedaleko Krakowa. Inną propozycją podróżnika jest przejście pieszo części trasy między Krakowem a Zakopanem. Jak twierdzi Długowski: – Kiedy wyjeżdżamy za miasto, to każdy fragment ziemi ma potencjał do wykorzystania.
RZECE NA RATUNEK
Podróżnik chce, żeby troska o środowisko przestała być obowiązkiem garstki aktywistów i badaczy, a stała się inicjatywą nas wszystkich. Podjął się zatem nowego projektu. Chcąc włączyć zwykłych ludzi w ochronę przyrody, poświęca się obecnie organizacji spływu tratwą flisacką po Bugu. Długowski wystartuje spod granicy z Ukrainą i ma zamiar przepłynąć 572 km rzeki, aż do Warszawy. To sposób na to, by nagłośnić niepokojącą ekologów kwestię regulacji rzek. Dzięki tej akcji dziennikarz chce również zebrać pieniądze na utworzenie pierwszego w Polsce rezerwatu obywatelskiego, prowadzonego przez Fundację Dziko, której jest współzałożycielem. Łukasz Długowski wierzy, że w ten sposób uda się zachęcić innych do zakładania podobnych miejsc i walki o przyrodę w Polsce – dla nas i dla przyszłych pokoleń.
