Malaga kojarzy się w Polsce ze słynnym słodkim winem i znanym z pocztówek Plaza de Toros, czyli areną do walki z bykami. To hiszpańskie miasto – stolica Costa del Sol, w której urodził się Pablo Picasso – to jednak dużo więcej. Nawet podczas szybkiego wypadu na trzy dni zaskoczy was bogactwem zabytków, wspaniałą śródziemnomorską kuchnią, a miłośnicy białego szaleństwa znajdą całkiem niedaleko raj dla siebie.
Malaga – drugie największe miasto w Andaluzji – to jedna z tych metropolii, które nie przytłaczają swoją wielkością. Liczy nieco ponad pół miliona mieszkańców i nie jest bardzo rozległa, co sprawia, że możemy ją dość dobrze poznać, spędzając w niej zaledwie kilkadziesiąt godzin.
Dzień pierwszy: najważniejsze zabytki
Pierwszy dzień w Maladze poświęcimy na lekkie rozeznanie i najważniejsze zabytki. Rzym ma swoje Koloseum, a Malaga – ruiny Teatru Rzymskiego (Teatro Romano di Malaga), bowiem Rzymianie byli także w tej części Półwyspu Iberyjskiego. Miejsce to zostało wybudowane w I wieku p.n.e. i działało aż do III stulecia. Warto je zwiedzić, tym bardziej, że wstęp jest bezpłatny, a zdjęcia wyjdą piękne, zarówno za dnia, jak i w nocy, gdy architektoniczne detale teatru i pobliskiej Alcazaby podkreśla staranie zaprojektowane oświetlenie.
Twierdzę Alcazaba (z arabskego al-qasbah – cytadela) zbudowali Maurowie w XI wieku na wzgórzu Gibralfaro. Od XIV wieku forteca połączona jest z wybudowanym wtedy zamkiem, odrestaurowanym po pierwszej wojnie światowej. Dziś to must-see podczas wycieczki do Malagi. Pieszo to niespełna pół godziny marszu z okolic ruin teatru, pod górę, ale wysiłek wynagrodzą niezapomniane widoki na miasto. Za drobną opłatą można także zobaczyć wnętrze zamku.
Zwiedzanie miasta nie liczy się bez zobaczenia katedry. Ta w Maladze jest późnorenesansowa, choć na fasadzie znajdziecie też ślady baroku. Wybudowana została w latach 1528-1782 w miejscu meczetu. „La Manquita”, czyli „Jednoręka”, jak nazywają ją miejscowi, znajduje się wewnątrz granic, które wyznaczają arabskie mury i wraz z pobliską Alcazabą i zamkiem Gibralfaro jest częścią całego zespołu architektonicznego. Zapytacie dlaczego „jednoręka”? Nigdy nie ukończona, nie doczekała się wybudowania jednej z wież, tej południowej. Zresztą, wykończeń brakuje też na głównej fasadzie. Zanim się do niej wybierzecie, sprawdźcie na stronie www.malagacatedral.com godziny otwarcia – różnią się w zależności od miesiąca.
Spieszyć się nie trzeba, wybierając się do parku Del Oeste. Najlepiej podjechać tu autobusem, choć długi spacer (z centrum prawie godzina) wzdłuż morza też wchodzi w grę. Na ten zaaranżowany 41 lat temu park, który był odpowiedzią miejskich władz na brak zielonych przestrzeni w zachodniej części metropolii, składa się 800 drzew, wielkie jezioro i 45 rzeźb niemieckiego artysty Stefana von Reiswitza, który wybrał Malagę jako swoje miejsce do życia. Rzeźby są nieco surrealistyczne, a do ulubionych i najbardziej znanych należy przedstawiający kobietę z… mrówkojadem.



Dzień drugi: Sztuka i kuchnia
Stolica Costa del Sol to miejsce, w którym urodził się Pablo Picasso i Malaga nie da wam o tym zapomnieć. Słynny hiszpański artysta ma tutaj swoje muzeum (Museo Picasso Malaga), a na jednym z placów możecie też odwiedzić dom, w którym spędził dzieciństwo (Casa Natal de Picasso, Plaza de la Merced). Samo muzeum nie ma jeszcze 20 lat (działa od 2003 roku) i mieści się w renesansowej Palacio de Buenavista. Na kolekcję składa się przeszło 200 dzieł – obrazy, rysunki, grafiki i rzeźby, pochodzących z prywatnej kolekcji dwóch członków rodziny artysty: Christiny Ruiz-Picasso i Bernarda Ruiz-Picasso.
Miłośnicy sztuki nie powinni też ominąć Centre Pompidou Malaga, czyli pierwszego muzeum pod brandem Centre Pompidou poza Francją. To pierwsze, powstało w 1977 roku w Paryżu z inicjatywy ówczesnego prezydenta Francji Georges’a Pompidou. Muzeum w Maladze działa od 6 lat w porcie Muelle Uno i intrygujący jest już sam nowoczesny, przeszklony, kolorowy budynek w kształcie sześcianu, w którym się mieści. W jego stałych zbiorach można znaleźć ponad 80 dzieł autorów, takich jak Picasso, Bacon, Frida Khalo czy Giacometti. Do 6 lutego czynna jest wystawa czasowa: „Od Miró do Barceló – sto lat sztuki hiszpańskiej”.
Blisko portu znajduje się też Soho – dzielnica artystyczna, powstała z inicjatywy mieszkańców. To tutaj fani street artu znajdą coś dla siebie – od wielkich graffiti namalowanych na ścianach wysokich budynków (to prace takich artystów jak artystów Obey czy D*face), po mniejsze, ale równie intrygujące malunki. Dzielnicę najlepiej zwiedzić pieszo, z aparatem lub telefonem w ręku – zdjęcia wyjdą naprawdę ciekawe.
Dzień drugi w Maladze to dzień ze sztuką, a czymże innym, jeśli nie sztuką, jest kuchnia. Ta andaluzyjska to w dużej mierze ryby, owoce morza czy zupy na zimno. Próbowaliście kiedyś ajoblanco czy salmorejo? Ta pierwsza to chłodnik z migdałów, oliwy i czosnku, serwowany z białymi winogronami, drugą robi się ze świeżych pomidorów, czerstwego chleba, oliwy i czosnku. W kuchni widoczne są silne wpływy arabskie – Aleksandra Lipczak w poświęconej Andaluzji książce „Lajla, znaczy noc” pisze: „Czego nie było w Hiszpanii przed 711 rokiem: ryżu, pomarańczy, cytryn, cukru, pieprzu, czosnku, bakłażanów…” – i wymienia dalej, aż do kajmaku. Te wszystkie owoce, warzywa (są też kiszonki z malutkich bakłażanów), przyprawy i ryby znajdziecie na słynnym targu Mercado Central de Atarazanas. To miejsce kultowe i jedna z głównych atrakcji Malagi, co nie oznacza, że nie spotkacie tam mieszkańców robiących codzienne zakupy. Czy istnieje lepsze miejsce, by poznać miasto, jego kulturę i zwyczaje niż lokalne targowisko? Market robi wrażenie już z zewnątrz, bo na bryłę budynku – obok architektury XIX-wiecznej – składa się kamienny łuk z XIV wieku, ocalały z nasrydzkiej stoczni. Zresztą sama nazwa „Atrazanas” oznacza miejsce, gdzie naprawia się statki. Później budynek był wykorzystywany jako magazyn, arsenał, koszary, a nawet szpital, by po ponownym otwarciu w 2010 roku znów stać się strategicznym punktem, ale tym razem na mapie kulinarnej.



Dzień trzeci: Na narty!
W trzeci dzień proponujemy wam… wycieczkę na narty. Park Narodowy Sierra Nevada od morza dzieli nieco ponad 150 kilometrów, a z jego szczytów (najwyższe jak Mulhacen i Veleta mają grubo ponad 3000 metrów) możecie dostrzec nawet Maroko. Dla narciarzy to raj, bo szusować można tu od listopada do maja, na przykład w Pradollano. Sama miejscowość o tej nazwie, leżąca na wysokości ponad 2000 metrów, to najwyżej położona miejska aglomeracja w Hiszpanii, a stacja jest najdalej na południe w Europie wysuniętym ośrodkiem narciarskim. Jeszcze w ten sam dzień, po powrocie na wybrzeże, co odważniejsi mogą zmoczyć nogi w morzu, bo woda w zimie na Costa del Sol jest często cieplejsza niż latem w Bałtyku.





