Niektórzy przypisują mu jedynie skromną rolę pośrednika. Tymczasem nierzadko zyskiwał o wiele większą sławę niż wydarzenie, o którym miał za zadanie informować. I chociaż bywa też zamknięty w marmurowych ścianach muzeum, plakat był, jest i zawsze będzie blisko ulicy.
Wielkie początki
Kto jako pierwszy użył określenia „polska szkoła plakatu”? W wielu źródłach autorstwo przypisuje się Janowi Lenicy. Ten, urodzony w 1928 r. w Poznaniu, ilustrator, scenograf i twórca filmów animowanych odnosił sukcesy zarówno w kraju, jak i za granicą. Jest autorem kultowego już dzisiaj plakatu „Wozzeck” (1964 r.), będącego ilustracją do spektaklu Albana Berga, wystawianego w Teatrze Wielkim w Warszawie.
Lenica podkreślał wyraźnie funkcję informacyjną plakatu, który miał przede wszystkim dopełniać wydarzenie kulturalne. I choć wskazuje się wyraźnie grono tworzące polską szkołę plakatu — oprócz Jana Lenicy zaliczał się do niego Henryk Tomaszewski, Roman Cieślewicz, Franciszek Starowieyski, Waldemar Świerzy czy Jan Młodożeniec — to każdy z wymienionych artystów miał odrębny, charakterystyczny styl.


Spełnione nadzieje
Sztuka plakatu w Polsce w latach 60. XX w. rozwijała się dynamicznie mimo obowiązującego wówczas ustroju politycznego (a może właśnie dzięki niemu?). Wszechobecna cenzura sprawiła, że publiczność nauczyła się doskonale odczytywać zawarte na posterze metafory. Kolorowe plakaty, o oryginalnej typografii, rozświetlały szare polskie ulice. Jednocześnie pracy twórczej sprzyjała udana współpraca z przedstawicielami instytucji kultury.
Sztuka tamtego okresu kierowała się w stronę awangardy, co pozwalało plakacistom na działanie w całkowitej swobodzie artystycznej. Co ważne, szły za tym również profity finansowe — stawka za pojedynczy plakat, jaką gwarantował mecenat państwa, wynosiła około 1800 zł, czyli niewiele mniej niż średnia miesięczna pensja (około 2238 zł w 1970 r.).
Graficzne oblicze kina
Powstałe w specyficznej atmosferze lat 60. polskie plakaty filmowe zyskały uznanie i szeroki rozgłos na Zachodzie. Jak rozpoczynały się prace nad projektem? Jakub Erol, ceniony grafik i plakacista, wspominał: „Rano szło się na projekcje [filmowe], a w środę odbywała się komisja artystyczna, w której zasiadali na przykład Świerzy i Młodożeniec”. Zdecydowani artyści od razu zgłaszali się do wykonania plakatu wybranej produkcji.
Filmowcy traktowali często plakat jako graficzny znak identyfikacyjny ich dzieła. Wybitny reżyser Krzysztof Zanussi ujął to następująco: „Plakacista jest ostatnim komentatorem utworu, zanim pojawi się krytyk”. Powstawały także prace do obrazów zagranicznych. Oryginalny plakat Waldemara Świerzego do nagrodzonego Oscarem filmu „Nocny kowboj” jest dzisiaj wart około 2 tysięcy dolarów.


W kawiarnianym wnętrzu
Absolwenci kierunków graficznych projektują jednocześnie okładki płyt, rysują komiksy i ilustrują kolorowe magazyny. Jagoda Stączek, która ukończyła krakowską ASP, tworzy zarówno dla magazynu „Newsweek Psychologia”, jak i plakaty inspirowane naturą. Zmienia się też technika. Michał Loba, współpracujący m.in. z gdyńską kawiarnią Tłok, pracę nad plakatem zaczyna od szkicu na kartce, którą następnie fotografuje.
Zdjęcie przenosi na ekran komputera i dopracowuje projekt w programie graficznym. Coraz częściej plakaty z ulic przenoszą się także do wnętrz kawiarni, pubów i klubów. Przykładem mogą być plakaty Oli Jasionowskiej dla warszawskiej klubokawiarni Bar Studio.
* Cytowane wypowiedzi pochodzą z filmu dokumentalnego „Druga strona plakatu” (Telewizja Polska S.A., 2010).
