Czekolada czy piwo, gofry czy frytki – te belgijskie przeboje są znane i kochane na całym świecie. Warto jednak spróbować ich u źródła. W Brukseli przekonamy się, jak naprawdę smakuje Belgia.
Wizyta w Pałacu Królewskim, podziwianie panoramy miasta ze szczytu Atomium, spacer po Wielkim Placu, uważanym za jeden z najpiękniejszych historycznych rynków w Europie – siedziba UE i NATO wiele oferuje tym, którzy uwielbiają miejską turystykę. Brukselę warto jednak poznawać również od strony jej kuchni.
Smakowite symbole
Za kulinarne wizytówki stolicy Belgii powszechnie uważa się piwo, czekoladę i frytki. Nie bez powodu! Marek piwa jest tu ponad dwa tysiące, a rodzajów czekolady – ponad tysiąc. W czym tkwi sekret frytek belgijskich? Po pierwsze – są grubo krojone. Po drugie – smaży się je dwukrotnie (tradycyjnie, w łoju wołowym). Po trzecie – podaje się je z sosami, których do wyboru jest ponad pięćdziesiąt. Podstawą jest majonez, lecz do wyboru są również takie sosy, jak joppiesaus (holenderski), samurajski lub andaluzyjski. Prawdziwi belgijscy koneserzy frytek nie odmawiają sobie również dodania do porcji żółtka jaja, które wbija się od razu po ich wyjęciu z rozgrzanego oleju.
Na najlepsze frytki w Brukseli (niektórzy powiedzą, że nawet w całej Belgii!) można wybrać się do Maison Antoine lub słynnego Fritland, gdzie podaje się również kanapkę mitraillette, czyli frytki w bagietce. Należy uzbroić się w cierpliwość, bo przeważnie są tu spore kolejki. Popularna jest również Frit Flagey – nieduża budka z wielką renomą wśród miejscowych. Świetnym pomysłem jest połączenie frytek z mulami w słynnym moules-frites. Aby skosztować tego narodowego dania Belgii, najlepiej wybrać się do dawnej robotniczej dzielnicy Les Marolles, która obecnie przeżywa swój renesans, ale wciąż oferuje niższe ceny niż turystyczne dzielnice miasta.
Na słodko i słono
Słynne belgijskie gofry (gaufres) mogą mieć rożne kształty. Najpopularniejsze są dwa: tradycyjne brukselskie, kwadratowe, oraz zaokrąglone, pochodzące z Liège. Te drugie są słodsze i bardziej zbite. Gofry je się tutaj na śniadanie, lunchową przekąskę lub obiad, a także jako wieczorne małe co nieco przed pójściem do baru. Podstawowa wersja bez dodatków kosztuje około 1 euro. W niedużym kiosku o nazwie Vitalgaufre znajdziemy wiele smakowych opcji, mając do wyboru gofry waniliowe, malinowe, jabłkowe czy cynamonowe. Podobnie wafle serwuje Le Funambule, lecz tu do wyboru mamy sporo dodatków, takich jak bita śmietana czy owoce. Jeśli wolimy usiąść przy stoliku, powinniśmy skierować się do znajdującej się w samym historycznym centrum Mokafé Taverne. Z kolei w Peck 47 zjemy gofry na wytrawnie, z jajkami po benedyktyńsku lub bekonem i kozim serem.
W kulinarnym tyglu
Wśród innych słynnych miejscowych smakołyków trzeba wymienić jeszcze ragout z jagnięciny z cykorią (dodawaną do wielu belgijskich dań) oraz gęstą, kremową zupę rybną waterzooi z warzywami julienne. W ostatnich latach rybę zamienia się tu na kurczaka. Na talerz takiej gorącej zupy gulaszowej, podawanej z chlebem oraz posiekaną pietruszką i trybulą, warto wybrać się do eleganckiej restauracji Aux Armes de Bruxelles, przytulnego Le Cirio albo utrzymanego w swobodnej atmosferze C’est bon C’est belge. Jednak brukselska kuchnia to nie tylko tradycyjne belgijskie specjały, lecz także inspiracje i naleciałości z odległych krajów, których najlepiej szukać w dzielnicy Matongé. Spróbujemy tu na przykład kuchni Wybrzeża Kości Słoniowej, gdzie specjałem jest gulasz kedjenou (najlepszy podają w L’Horloge du Sud – miejscu, które pełni również rolę centrum kulturalnego). Kuchnia senegalska to z kolei maffé (gulasz wołowy) i yassa (pikantne marynowane kawałki kurczaka lub ryby).
Kulinarna kropka nad i
Do jednych z najsłynniejszych barów należą Delirium Café i jego siostrzane Little Delirium, wpisane na Listę Rekordów Guinessa ze względu na największą ilość serwowanych piw (ponad 3000 rodzajów). Mniej znanym miejscem jest Royal Theatre Toone – a niesłusznie, bo w tym barze można napić się piwa podczas… spektaklu lalkarskiego. Warto też zajrzeć do La Porte Noire, mieszczącego się w zabytkowej XVI-wiecznej piwnicy. Miłośnicy belgijskich piw typu lambic docenią za to ofertę baru Moeder Lambic.
A jeśli z wizyty w stolicy Belgii chcielibyśmy przywieźć słodką pamiątkę, to najlepsze będą najwyższej jakości praliny. Niech nie zwiodą nas nastawione na turystów fontanny czekolady w centrum – prawdziwe słodkie skarby znajdziemy gdzie indziej. Choćby w legendarnym Maison mistrza Pierre’a Marcolini, który sam dogląda zbiorów ziaren kakaowca i osobiście je praży. Osoby z różnego rodzaju alergiami i unikające glutenu powinny skierować się do Belvas – pierwszej organicznej cukierni (a raczej „chocolaterie”) w Belgii. Wyroby bez konserwantów, sztucznych barwników, dodatków i sztucznych koncentratów znajdziemy również w Passion Chocolat, założonej przez Massimo Ori czy Galler Chocolatier cukierniczego geniusza Jeana Gallera.